NGP rozmawia z Barbarą Kobos-Kamińską.
Mówi po szwedzku, a myśli po polsku. Tak ktoś napisał w jednej z recenzji o Pani książkach…
Tak napisał jeden z dziennikarzy w Oleśnicy, gdzie miałam kilka lat temu wieczór autorski. To było związane z pytaniem, jakie zadali mi podczas wieczoru uczniowie z liceum, czy piszę po szwedzku. Wtedy odpowiedziałam, że nie. Ja nawet nigdy nie myślę po szwedzku, mimo że znam ten język i mieszkam tutaj już tyle lat. Kiedyś odważyłam się napisać dwa wiersze po szwedzku – i to wszystko. Były one bardzo emocjonalne ale miałam świadomość, że po polsku brzmią inaczej, jakby pełniej. To przeplatanie się języka jest skomplikowane, bo oczywiście, czasami, gdy mówię po polsku to wplatam w to zwroty szwedzkie.
Pamięta Pani swój autorski debiut?
Chyba to było jeszcze w gimanzjum, w jakimś kółku przyjaciół literatury. Ale nie publikowałam jeszcze wtedy niczego. To przyszło później.
Skąd się wzięła ta potrzeba pisania?
Pisałam ”od zawsze”, ale leżało to w moim rodzinnym domu. Dopiero jak byłam już tutaj, w Szwecji, kiedyś moja mama przypomniała mi o moich papierach, które zostały w Polsce, to były różne notatki, listy. Jak to przywuozłam do Szwecji, zaczęłam przeglądać, uzupełniać, ale pisałam wciąż ”dla siebie”. Aż do momentu, gdy poczułam takie popchnięcie, bym spróbowała to opublikować. I tak się zaczęło.
Czy pisanie to forma jakiejś terapii?
Terapia na pewno jest w każdym pisaniu. Bo gdy ktoś ”myśli za dużo”, chce te myśli w coś włożyć. Więc zaczyna się pisanie. Ale wydaje mi się, że jest w tym także satysfakcja, poczucie spełnienia i zadowolenia, że ja mogę coś z siebie dać, a ktoś innym to przeczyta, może pocieszy ewentualnie wzruszy.
Sytuacja emigranta to wzmaga?
Z pewnością. Zresztą im człowiek jest starszy tym czuje większą potrzebę wysłowienia się.
Gdzie Pani znajduje insprację do pisania?
Inspiracją może być dom, rozmowy. Kiedyś otworzyliśmy z mężem książkę o Krakowie i zaczęły się dyskusje, moje myśli były wtedy w moim rodzinnym mieście, i wtedy też narodził się pomysł napisania wiersza ”Zapomniane wspomnienia”. Z kolei tutaj, w Szwecji, inspiruje mnie przyroda, ale też i ludzie, których tutaj spotykam i to różnych narodowości. Ludzi, którzy też piszą i mają, jak to określam, ”problemy słowa”. Ale inspiracją może też być to codzienne życie.
Ma Pani kontakt z tutejszą literaturą?
Intryguje mnie poezja młodszych Szwedów. Kiedyś zorganizowaliśmy takie międzynarodowe spotkanie ludzi, którzy piszą i publikują, było to fascynujące spotkanie.
Życie na emigracji wpływa na emocjonalną stronę tworczości?
Chyba tak. Tutaj człowiek przeżywa wszystko inaczej, jest może bardziej wrażliwy na wiele rzeczy. Przede wszystkim przy opisywaniu kraju, z którego pochodzi, bo traktujemy Polskę inaczej. Pisanie jest dzisiaj dla mnie bardzo ważne. Chodzę często z notesem, podróżuję z notesem, przy łóżku mam nootes. Mam takie wrażenie, że ta sama myśl może już się nie powtórzyć, więc trzeba to zapisać by nie uleciała.
Nie ma Pani uczucia, że tworząc tutaj, w Szwecji, jest Pani poza tym głównym nurtem?
Nie, jestem zadowolona. Proszę sobie wyobrazić te księgarnie w Polsce, gdzie o miejsce na półkach biją się tysiące różnych tomików poetyckich – tych słynnych autorów z nieznanymi. A tutaj…? Spotkałam moją znajomą Szwedkę w Lund, która mi mówi: widziałam twoje książki w księgarni. Czy może być większa satysfakcja?!