TERESA URBAN: Dobre wieści

Przyznaję się bez bicia, że moje felietony są na ogół krytyczne. Atakuję, ganię, zarzucam, potępiam lub dezaprobuję. Nie chcę być postrzegana jako osoba gderliwa, wiecznie niezadowolona, wspominająca z uporem dawne dobre czasy. W tym felietonie postaram się zwrócić uwagę na pozytywne wydarzenia. Ryzykując, że felieton może być krótki.

Nie tylko ja jestem fatalistką. Media również koncentrują się na zjawiskach negatywnych. Jesteśmy informowani o wypadkach, katastrofach, zabójstwach, napadach i atakach. Pozytywne fakty są przemilczane. Istnieje teoria, że świadomość o niebezpieczeństwie pozwala go uniknąć i zwiększa szansę przeżycia. Jest to zakodowane biologicznie w naszych genach. Pozytywne przeżycia uprzyjemniają życie, ale nie wpływają na przetrwanie.

Dzielę dobre wieści na globalne i osobiste. Pisząc o tych ogólnych, zacznę od zwrócenia uwagi na znamienną książkę „Factfulness”, wspólne dzieło rodziny Rosling. Mimo, iż porusza ona niepokojące wydarzenia naszej rzeczywistości, jest pełna optymizmu. Rekomenduje skorygowanie naszego, na ogół fatalistycznego wyobrażenia o problemach – takich jak zaludnienie, standard życia, katastrofy, czy źródła energii. Negatywny trend nie oznacza automatycznie, że musi być jeszcze gorzej. Książka daje nam zestaw narzędzi do wyjaśnienia podstawowych nieporozumień i ostrzega przed defetyzmem, czyli brakiem wiary w powodzenie, wyrażającym się w ciągłym przewidywaniu porażki.

Nieżyjący już izraelski autor i humanista Amoz Oz sformułował krzepiącą myśl. Gdy wybucha pożar biegnij na pomoc z kubełkiem wody. Jeśli nie masz kubełka, weź garnek, jak nie masz garnka weź kubek, a w najgorszym razie łyżkę wody. Jeżeli wszyscy ruszymy na ratunek z łyżkami, ugasimy ogień.

Teraz zrobię przeskok od filozofi do współczesnej technologii i zacznę od Internetu. Zaistniał w naszym życiu dopiero od dwóch dekad, ale obejmuje wszystkie kontynenty i miliardy ludzi. Jest skarbnicą informacji z niemal wszystkich dziedzin. Małżonek lubi dla wygody zadawać mi rozmaite pytania, ale odpowiadam, że nie jestem Google’m i kieruję go do internetowej wyszukiwarki. Korzystając z Internetu należy zachować zdrowy rozsądek i pewną dozę krytycyzmu. Encyklopedie, podręczniki, informatory czy słowniki podlegały korekcie przy wydaniu. Natomiast Internet nie daje gwarancji, że informacje są prawdziwe. Jest kopalnią faktów, ale zazwyczaj nie ukazuje związku przyczynowego między faktami. Prawdziwą wiedzę nadal zdobywa się studiując podręczniki. Internet stał się nierozerwalnie z nami związany i trudno wyobrazić sobie życie we współczesnym świecie bez dostępu do jego globalnej sieci. Znam jednak kilka osób z mojej generacji, które z Internetu nie korzystają.

Internet dał nam również nowe sposoby globalnej komunikacji – pocztę elektroniczną oraz telefon Skype. Ważne, aby korzystając z poczty, stosować niepisany kod szybkiej odpowiedzi, najchętniej w ciągu doby. Jeśli nie mamy czasu na wyczerpującą odpowiedź, wystarczy potwierdzić otrzymanie mailu i obiecać, że wkrótce napiszemy więcej. Wiele osób udziela się w szeregu mediów socjalnych, Facebook, Twitter czy blog, ale osobiście z nich nie korzystam.

Facebook to według mnie forum mentalnego ekshibicjonizmu. Po co informować ogół o sprawach prywatnych i często banalnych. Nie będę także komentować istnienia wielu wariantów telefonów komórkowych, które ostatnio stały się podręcznymi minikomputerami. Sama korzystam z komórki sporadycznie, ale podczas jazdy metrem niemal wszyscy wpatrują się w ekrany telefonów, jakby tą drogą spodziewali się zbawienia. Dobrodziejstwa Internetu uzależniają. Nawet ja, umiarkowana użytkowniczka, włączam komputer zaraz po obudzeniu.

Przed pojawieniem się Internetu komputery były tylko substytutem maszyny do pisania. Kiedyś sekretarki przepisywały rękopisy i uwzględniały poprawki. Pisząc pracę doktorską donosiłam sekretarce nowe wersje i za każdym razem męczyły mnie wyrzuty sumienia, że zmuszam ją do ponownego przepisywania, czasem nawet wielu stron. Teraz autor sam pisze tekst na komputerze. Nawet jeśli wystukuje go jednym palcem, nie opóźnia to twórczego procesu, ponieważ formułowanie myśli jest bardziej czasochłonne. Edytor tekstu umożliwia różnorakie akrobacje. Można pisać fragmenty tekstu w dowolnej kolejności, wycinać, wklejać, zmieniać czcionkę. Autor jest obecnie odpowiedzialny nie tylko za grafikę, ale i za gramatykę oraz ortografię, chociaż i w tej dziedzinie komputer potrafi być pomocny.

Dobrą wieścią jest niewątpliwie ogromny rozwój diagnostyki medycznej. Mówiąc o lecznictwie, nie mam na myśli służby zdrowia, bo musiałabym, starym zwyczajem, uderzyć w minorowy ton. Medycyna dysponuje obecnie wieloma nieinwazyjnymi metodami diagnostycznymi. Rezonans magnetyczny daje obraz układu mięśniowego i szkieletowego, sonografia przy pomocy ultradźwięków uwidacznia wewnętrzne struktury ciała, a tomografia komputerowa pozwala na uzyskanie jego przestrzennych obrazów przekrojowych. Właściwa diagnoza to podstawa do prawidłowego leczenia. Mamy obecnie efektywne leki, które trzymają najpoważniejsze dolegliwości w szachu, a pacjent cieszy się przez wiele lat „warunkowym” zdrowiem.

Rozszyfrowanie genetycznego kodu DNA dało możliwość stwierdzenia stopnia pokrewieństwa nie tylko między ludźmi, ale i między osobnikami odległych gatunków. Genetyczne podobieństwo między człowiekiem a szympansem wynosi podobno 97%, a z muszką bananową około 60%. Niektórym to uwłacza, chcą się izolować jako twór unikalny i czuć się koroną stworzenia. Ja przeciwnie. Czerpię satysfakcję z bycia cząstką natury i jej praw graniczących swą logiką z cudem. Czy to nie wspaniałe, że nasz czerwony barwnik krwi, hemoglobina, różni się tylko atomem żelaza i zielonego barwnika roślin, chlorofilu z magnezem?

Osobiste dobre wieści to uprzyjemniające życie drobne wydarzenia i zjawiska dnia codziennego. W naszym sąsiedztwie otwiera się bar sushi, mojego przysmaku, w pobliskim supermarkecie można kupić świeży chleb, którego zapach i smak wprawiają mnie w stan euforii, a przypadkowy domokrążca zainastalował nam wizjer w drzwiach wejściowych, czego życzyłam sobie od lat. Cieszy mnie również uczucie nieważkości podczas pływania, bliskość natury, spotkania z przyjaciółmi – pod warunkem, że uda się uniknąć rozmów o polityce, religii, zdrowiu i wnukach – radość i piękno we wszystkich, nawet najdrobniejszych przejawach, muzyka, obrazy, dobra ksiażka, film czy serial, kwiaty a nawet kropelki, wiszące po deszczu na gałązce dzikej róży, skrzące się jak diamenty.

Na zakończenie dobre wieści z ostatniej chwili. Po trzech latach braku kontaktu z przyjacielem z dzieciństwa, zaginiony się odnalazł cały i zdrowy i obiecał rychłe odwiedziny. Bratanica, ambitna i ceniona aktorka krakowskich scen, została przyjęta na prestiżowy kurs teatralny w Nowym Jorku, aby być jeszcze lepszą. A nasz przyjaciel „Złota Rączka” zreperował dwa skórzane fotele, które służyły nam przez wiele lat i nagle odmówiły dalszej służby.

Teresa Urban

Lämna ett svar