Dopóki życie trwa

Czy jest coś równie  pięknego, jak siedzieć na werandzie otoczony zewsząd symfonią zieleni i nie robić nic? Siedzieć tylko bez ruchu i słuchać, co cisza szepcze do ucha. Niby już dawno noc, ale skandynawska noc uparcie jasna. Dobra chwila do zwierzeń? Dobra! Każda dobra, gdy nadchodzi jej czas.

Świat zapełniają różni ludzie. Jedni są za harmonią i ci nie lubią niespodzianek i kontrastów. Inni wręcz przeciwnie: – Burzyć mury!, wołają. Trudno powiedzieć, co lepsze, ale dobrze pamiętać, że jakbyś się nie wysilał, zawsze kiedyś napotkasz mur, który sforsować nie sposób.

Każdy owoc ma swoją cenę i dźwiga swój grzech. Każdego kiedyś dotknęło, lub dotknie cierpienie. Taką mamy konstrukcję, taki klimat. Ból i cierpienie identyfikujemy zazwyczaj z porażką i to przytłacza jak heretycka dżuma! Obawiamy się ludzi cierpiących i podświadomie boimy, zostali odsunięci za niewidzialną granicę, niepisanym prawem zdrowych. A dotknięci cierpieniem potrzebują spotkań z ludźmi życzliwymi, normalności potrzebują, nie współczucia, powietrza i normalnego oddychania, nie ukrywania ran i blizn. Gdy wszyscy wokół mają zatroskane i współczujące miny, jest jakby człowiek cierpiący był mniej od nich wart. Tu on przygasający, tu oni w pełni sił!

Cierpienie należy do życia, jak jedzenie, spanie, oddychanie, praca i powinno się je przyjmować i akceptować bez niepotrzebnej emfazy. Tak się na szczęście już dzieje, coraz rzadziej spotyka się potworną nieludzką wdowią czerń. Czyż cierpienie nie jest biegunem radości? Bez cierpienia trudno byłoby zrozumieć, czym szczęście jest. A gdy cierpienie przemija i przemienia się w żal, potrafi być magicznie piękne.

Jasny wieczór trwa, zachwycony swoją jasnością i ani myśli przejść w mrok. Jesienią, kiedy wiatr się uspokaja i gaśnie u stóp werandy, pozostawia na odchodnym dowód sympatii, w postaci dywanu czerwonobarwnych liści. Powietrze klarowne jak kryształ pomaga myślom biec lekko i przyjaźnie, a cierpienie traci ostrość na kantach.

W greckim micie o stworzeniu świata Zeus (Rezydent? Wice-Bóg?) się wściekł na Prometeusza, że ten skradł mu ogien i dał ludziom. W irytacji posłał na Ziemię boginię Pandorę, każąc jej uwieść i wyjść za mąż za Epimeteusza, brata Prometeusza i czekać na dalsze polecenia. Dał jej na droge puszkę z surowym zakazem otwierania. Pandora oczywiście nie posłuchała Zeusa (Skąd my to znamy?) i uniosła wieko zaglądając do środka. Tak powstało i rozlało się po świecie Zło. Ale na samym dole, w kąciku, pozostało coś jak pyłek maleńkiego, Nadzieja. Stąd przysłowie:  Dopóki trwa życie, dopóty żyje nadzieja.

Chmury, gdy zaciążą niebu, zostają przemienione w wodę, która zostaje zrzucone na ziemię, żeby gwiazdy miały się w czym przeglądać. Tylko, że to na darmo, ponieważ gwiazdom wszystko jedno! Pomimo nieustannego wysiłku, nie wszystko rozumiemy.

Andrzej Szmilichowski

Lämna ett svar