Smutek mieszka najczęściej w ukryciu, w sercu. Nie ma na to rady, tak już jest i kropka. Ale warto zadbać o to, by wygnać z serca żal. Wygnać i zapomnieć, jak zły sen. To oznaka słabości tak śnić i śnić swoje żale, rozpamiętywać w kółko i jeszcze raz, jak echo w studni.
Sny, myśli senne, skręcone i skłębione jak kudłaty pies kiedy układa się do snu. Żeby tak móc zamknąć oczy i oglądać przyszłość i przeszłość. Bez znaczenia w jakiej kolejności, dwie mutacje jednej wiecznej teraźniejszości. Ach, te sny szarpiące przeczuciami, torturujące brakiem odpowiedzi! Może byłoby lepiej – żeby się tak stale nie potykać – uczepić się jednej drogi i czekać gdzie zaprowadzi? Tylko skąd wziąć na to czas?
Baco! – pyta letnik. – Co robicie, kiedy macie czas? A siedze i myśle. – A kiedy nie macie czasu? – A dyć tylko siedze!
Gdzieś zniknął stary dobry obyczaj, że ludzie siadali i nic nie robili. Dziś to niemożliwe, dziś mamy obowiązek stale czymś się zajmować, nawet gdy to nie ma większego sensu, musimy coś robić, bo gdy nie robimy nic, to tracimy czas. Co to znaczy ”tracić czas”? Dobre pytanie! Zadaj je głośno, a zaraz uznają cię za głupiego i szybko pożegnają: Przepraszam, spieszę się, mam mało czasu na głupoty!
Ludzie kiedyś często siadali, jak baca, i tylko siedzieli. Zapewne dlatego, że znacznie więcej chodzili, ale nie tylko to, oni mieli więcej czasu. Siadali na werandach, przed domem, pod drzewem, koło kościoła, na ławeczce przy kuźni. Przed każdym sklepem stała ławeczka, bywało że i przy warsztacie samochodowym, a przed urzędami stoją do dziś. Tylko, że nikt na nich nie siada, ludzie nie mają czasu. Kto dziś pamięta niedzielne obiady? Po obiedzie wszyscy przenosili się na werandę, albo na trawę pod drzewem i mieli czas całego świata, żeby wspólnie spokojnie pomilczeć.
Pamiętam jedno zdjęcie, zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Przed wielu laty, jeszcze gdy mieszkałem w Kraju, w jakimś ilustrowanym tygodniku, zapewne „Dookoła Świata”, zobaczyłem zdjęcie afrykańskiego wojownika. Był bardzo wysoki i chudy, pewnie z malajskiego szczepu. Stał na jednej nodze, stopę drugiej opierał o kolano pierwszej. W ręku trzymał dzidę opartą o ziemię, przez ramię przewieszona krótka opończa, przed nim ogromna dolina, a za plecami zachód słońca. Stał wyprostowany, nieruchomy jak skała wtopiona w naturę. A natura? Natura, o zgrozo, podobnie jak wojownik, nie robiła nic!
Czas? A cóż to takiego? Pozory, metafory… Czy podłączony do sieci akumulator sprawia wrażenie, że coś robi?
Jesteśmy trybikami podłączonymi do trybów, a te do wałów maszyny, która miele nieustannie, bez chwili przerwy. I tak odbiera nam resztki tego, co było kiedyś naszą suwerenną własnością. Kradnie Twój i mój, nasz czas kradnie.
Andrzej Szmilichowski