Pandemia utrudniała nam socjalne kontakty poza spotkaniami pod chmurką. Obecnie, gdy niemal wszyscy w naszym przedziale wiekowym są podwójnie zaszczepieni zaczynamy ostrożnie zapraszać się do domów na obiady lub kolacje. Ale napotykamy nowe przeszkody, wzrost nietolerancji czyli restrykcje pokarmowe. Nigdy przedtem nie było tylu osób nie tolerujących cukru mlecznego, laktozy lub białka zbożowego, glutenu. Medycyna stale robi postępy odkrywając miedzy innymi przyczyny owych nietolerancji wynikiem czego pewne potrawy im szkodzą. Zapraszając gości trzeba wziąć to pod uwagę.
Cukrzyca jest znana od dawna. Zburzenia w wytwarzaniu insuliny powodują szkodliwy wzrost cukru we krwi po spożyciu pewnych cukrów, głównie glukozy i sacharozy. Dla cukrzyka gospodarze pieką niesłodzony sernik, ale nie jest on smaczny i łakomy gość częstuje się słodkim sernikiem. Gospodarze nalegają, aby zabrał niesłodki sernik do domu i z grzeczności zmuszony jest do tego.
Są również osoby którym religia zabrania pewnych potraw, na przykład wieprzowiny czy skorupiaków. Niektórzy jedzą mięso tylko z koszernego uboju, który postronnym wydaje się barbarzyństwem. Na szczęście nikogo z naszych znajomych nie obowiązują tego typu ograniczenia.
Wegetarianie, inaczej jarosze, to zróżnicowana grupa. Niektórzy nie jadają mięsa zwierzęcego ale akceptują ryby, jaja i produkty mleczarskie. Motywują swój wybór niehumanitarnymi warunkami hodowli i uboju zwierząt. Ale nie przeszkadza im, że ryby skazuje się na śmierć przez uduszenie. Panuje przekonanie, że wegetarianie odżywiają się zdrowiej, co ma wpływać na korzystną sylwetkę. Teorię tę należy zmodyfikować ponieważ bywają otyłe wegetarianki.
Weganie, radykalniejsi w swych gustach, nie jadają żadnych produktów pochodzenia zwierzęcego, czyli mleka, nabiału, jajek czy miodu. Główną rolę grają kwestie ekologiczne i etyczne. Weganie ryzykują jednak, że w organizmie powstaną niedobory budulców białka, aminokwasów. Większość z nich syntetyzujemy sami, ale pewne trzeba dostarczyć z zewnątrz. Rośliny strączkowe są dobrym źródłem takich aminokwasów. Ciekawym aminokwasem jest tryptofan niezbędny do syntezy hormonu szczęścia, serotoniny. Czekolada jest bogata w tryptofan i dlatego poprawia humor u osób skłonnych do depresji.
Moja bratanica jest weganką. Powstał problem, kiedy chcieliśmy zaprosić ją na obiad na mieście. Długo szukałam odpowiedniej restauracji, aż w końcu znalazłam lokal o nazwie Glonojad. Bratanicy prawdopodobnie by odpowiadał, ale ja musiałam natychmiast go opuścić ponieważ zaczęło mnie mdlić na widok wegańskich dań.
Są potrawy popularne tylko w pewnych krajach. Szwecja ma swojego fermentowanego śledzia o odrażającym zapachu. Są jego amatorzy, ale ja zachowuję dystans. Kiedy jeszcze mieszkaliśmy w wielorodzinnym domu poczułam kiedyś na klatce schodowej i w korytarzu obrzydliwy zapach. Nie znając przyczyny wąchałam podeszwy butów sądząc, że wdepnęliśmy w jakieś paskudztwo, ale okazało się, że to sąsiedzi ucztują przy śledziu. W Szkocji jada się haggis, duszone owcze podroby o smaku zbliżonym do kaszanki, ale bez kaszy. Flaczki i bigos popularne są w Polsce. Kiedy pewien Polak z czułością opisywał smak krowiego żołądka w rosole i jarzynach, Szwed nie potrafił zapanować nad twarzą aby ukryć wstręt. Kiedyś za młodu po całonocnej sylwestrowej zabawie, nad ranem, podano bigos. Obecna Francuzka stwierdziła: „Smak to sprawa gustu, ale to nie chce przejść przez gardło”.
Niektórzy mają swoje prywatne preferencje lub awersje pokarmowe. Jeden z przyjaciół nie jada śledzi, ale nie ma nic na przeciwko, aby wychylić kieliszek wódeczki tradycyjnie pity do śledzika. Inny, widocznie po traumatycznych przeżyciach w dzieciństwie, nie jada gotowanego szpinaku, ale toleruje go na surowo. Sałatkę jarzynową zmuszona jestem podawać na trzy sposoby, tradycyjny z majonezem, drugi bez majonezu a trzeci bez groszku i cebuli. Osobiście nie przepadam za buraczkami. Nie odpowiadają mi smakowo i wizualnie. Farbują na buraczkowo wszystko co znajdzie się w ich pobliżu. Dwa razy do roku kupuję barszcz czerwony w kartonikach. Dodatek soku jabłkowego sprawia, że nie posiada on charakterystycznego ziemnego posmaku. Doprawiam go grzybkami i czosnkiem i konsumuję z przyjemnością. Ale za każdym razem barszcz pryska, albo na kuchenne firanki albo na obrus, a plamy są trudne do wywabienia. Ważna jest dla mnie estetyka potraw. I dlatego delektuję się sushi. Jest to uczta dla oka i dla podniebienia.
Nie łatwo jest przyjmować gości; najpraktyczniejszy jest bufet, gdzie dla każdego znajdzie się coś smacznego.
Teresa Urban