Przecież niedawno, po jego dekoracji Złotym Krzyżem Zasługi, byliśmy z kolegami razem, na comiesięcznym piwie! Michał żenował się, trochę wstydził ważnego odznaczenia i skromnie bagatelizował zasługi. Jak zwykle było wesoło i interesująco, gdyż często pobieżna rozmowa schodziła na tematy historyczne i trzeba było zadawać Michałowi ciekawe pytania.
O związkach historycznych Polski i Szwecji wiedział wszystko… Przytaczał szczegóły szwedzkiego szturmu na bastion jasnogórski, jak gdyby był świadkiem tamtych zmagań. Odbrązawiał rodzime dzieje nie tylko te sprzed stuleci, ale również niedawne, zaledwie ćwierćwieczne. Wysuwał wnioski, sumował i zawsze podkreślał, że historię pisze się z dokumentów a nie z przeżyć podanych przy biesiadnym stole.
Mawiał, że historia to jest wszystko z przeszłości, czego nie pamiętają żyjący najstarsi. Nie wykłócał się, nie przekonywał nikogo. Przytaczał argumenty.
Jako zawodowy historyk i dziennikarz zdawał sobie sprawę z ułomności ludzkiej pamięci i wierzył tylko w fakty udokumentowane. Czasami opowiadał jakąś ciekawostkę czy dykteryjkę historyczną, dzięki której poważniejszy nastrój oddalał się i można było zamówić drugie piwo.
Kilka razy w roku, zapraszał nas do domu na żeberka lub fasolkę po bretońsku na polskiej kiełbasie. Gotował dobrze. Przynosiliśmy wtedy odpowiednie do menu napoje, było gościnnie, domowo a w razie naszych wątpliwości, szedł do gabinetu, wybierał z przebogatej biblioteki odpowiednią książkę i ciekawie opowiadał dalej.
Potrafił również słuchać o naszych spostrzeżeń, o problemach architektów sztokholmskich, inżynierów elektroników czy murarzy na budowie. Czasami któryś z nas poruszał problem zasłyszany na spotkaniach z najnowszymi przybyszami z Polski. Michał zapalał się, doradzał jak trzeba reagować, podawał adresy czy przyjazne kontakty. Wiedział z doświadczenia, że trzeba pomagać, wspierać…
Będąc dobrze poinformowanym, trafnie komentował skomplikowaną aktualność w Polsce, czym szczególnie się przejmował. Był korespondentem Polskiej Agencji Prasowej, Informacyjnej Agencji Radiowej i swoje oficjalne depesze wysyłał dzień później swoim przyjaciołom i znajomym.
4 marca w Ambasadzie RP w Sztokholmie, gdy był dekorowany Krzyżem Zasługi, autentycznie cieszył się, że jest słuchany i czytany w Polsce, że otrzymuje podziękowania za swoją pracę, że został doceniony pracując w Szwecji. Był zadowolony, przyjmował gratulacje z uśmiechem mówiąc z warszawska – się robiło i się robi! Był dumny z odznaczenia, czego świadkami byli również żona Milena, syn Mikołaj z rodziną i liczni przyjaciele.
Miał plany… Gromadził materiały dotyczące dziejów Szwedów w Polsce i Polaków w Szwecji. Nie było to łatwe. Kilka lat temu w czasie burzy, miał totalną awarię komputera, starał się przywrócić zapisane tam teksty i dane… – Nawet, gdybym wysłał to do NASA, niczego bym nie odzyskał. Musiałem zacząć prawie od nowa, mając co prawda po szufladach jakieś szczątkowe notatki…
Nie podnosił swojej działalności opozycyjnej w Polsce mówiąc, że tak robili wszyscy, którym zależało… W czasie spotkań towarzyskich tryskał humorem, gotowy do celnego komentarza czy trafnego dowcipu, ale nie brylował. Nikogo nie oceniał bo wiedział, że emigracja to gorzki kawałek chleba, który należy posypać polską solą by dał się przełknąć. Był sobą – dziennikarzem, cierpliwym badaczem przeszłości ale i uważnym komentatorem dzisiejszości w Skandynawii i Europie.
Służył radą zawziętym nikotynistom, jak odrzucić nałóg, bo sam porzucił go piętnaście lat temu. Był z tego zadowolony. Wtedy na pytania odpowiadał – czyszczę się, jest coraz lepiej… mogłem to zrobić wcześniej…
Michał Haykowski przechodzi w naszej wdzięcznej pamięci do… Właśnie, przecież nie do historii skoro my żyjemy. Jest… był od trzydziestu lat częścią naszego wspólnego polskiego losu w Królestwie Szwecji. Publikacje Michała i Jego korespondencje będą świadczyły dla badaczy, że mieliśmy w Sztokholmie środowisko, które wyłoniło jednego z kilku, który świadczył o nas dobrze. Nas też kiedyś zabraknie…
Tadeusz C. Urbański