Od dziecka marzył, że ukradnie księżyc albo – gdyby się nie udało – Polskę… Sprawi, iż w jego rękach kraj wybije się na prawdziwie wolną, najprawdziwszą suwerenną niepodległość, której kształt on sam ustali. Sądził, że stanie się tak w 1993 roku. Wtedy wyrobił sobie już jaką taką pozycję polityczną i – co bardzo ważne – kończył akurat 44 lata… Wszak od dziecka w szkole i w domu wbijano do głowy jemu (i bratu bliźniakowi), że: IMIĘ JEGO CZTERDZIEŚCI I CZTERY! Jakoś nie wyszło … znowu wygrały lewaki… Co prawda, inne niż komuchy, które rządziły, gdy jako dziecięcy celebryta musiał oddawać księżyc, ale to nieważne. Tutaj stosował prostą zasadę: każdy, kto przeciwko jego planom to – lewak!
Zatem, gdy w 2015 roku jego partia „Pochyleńcy i Samodury” zdobyła – z powodu lenistwa wyborczego obywateli – większość sejmową, powiedział sobie: czas płynie, świat się zmienia i nigdy już nie będziesz miał takiej okazji Jaro. Masz wreszcie w swoim ręku upragnioną władzę, a więc wszystko możesz – koniec niemocy. Mogę stawiać pomniki komu mi się podoba i gdzie mi się podoba – perrorował. Zemścić się za prawdziwe i urojone krzywdy. Uchwalać i zarządzać co tylko mi przyjdzie do głowy – sejm moich „kalek” przełknie wszystko: „Stuk, puk laską w podłogę Sejm, Sejm Wyraża zgodę!” – jak śpiewał w zamierzchłych czasach bard Maciej. Mogę przejąć prywatne firmy i przedsiębiorstwa. Zgnoić zasłużonych, pozamieniać symbole, ponaginać zwyczaje i tradycję, zmienić historię – naprawdę wszystko mogę! Także zlikwidować niezależne sądy, ba – wziąć pod but całą władzę sądowniczą i media. Tylko to zapewni mi wieczną władzę i bezkarność. Wystarczy tylko systematycznie przekupywać wyborców byle jaką jałmużną, a akolitom kościelnym podrzucać sutą ofiarę na tace. Innym sojusznikom pękate portfele w spółkach państwa.
Wszystko jest możliwe! Nawet to, że czarne będzie białym a białe stanie się czarnym… Koniec z imposyblizmem!
Od dzisiaj zatem – myślał – Imię Jego: SZEŚĆDZIESIĄT I SZEŚĆ…
Marszałek sejmu, zgodził się nawet przepchnąć uchwałę w sprawie zmian dotyczących twórczości wieszcza Adama. Zamiast 44 wpisać 66 do jego dzieła i uczyć dzieci od następnego roku szkolnego, że w prawdziwym rękopisie, który niedawno odnalazł Instytut Pamięci Narodowej, było właśnie 66. Minister Garnek z zapałem komsomolca podjął się reformy i zmian w podręcznikach. Powołał komisję specjalną do odpowiedniego wyedukowania dzieci i młodzieży, każąc nauczać, że ojcem narodu od 2015 roku jest 66-cio letni wódz i naczelnik JARO. — „Ja-ro-sław! Ja-ro-sław! – zbaw nas zbaw!” — wyła w sejmie rządząca falanga, a potem na szkolnych apelach powtarzały dzieci. „Jeden tylko, jeden cud – z Wodzem JARO polski lud” — lśniły paski Wiadomości w państwowej TVP co wieczoru.
Panowanie Jaro trwało stosunkowo krótko, ale i tak za długo, biorąc pod uwagę, że nikt kto posiadał choć odrobinę rozsądku nie sądził, iż wielkomocarstwowe plany wodza są możliwe do zrealizowania. Nawet Salomon z próżnego nie naleje i nie zrobi ze średniej wielkości królestwa – bez przyjaciół, światowego imperium, o czym bredził Naczelnik. Co więcej, uparte próby realizacji jego utopii, groziły kolejną katastrofą, a nawet tragedią już dostatecznie przez historię doświadczonego narodu.
Na szczęście w następnych wyborach (mimo usilnych prób ich sfałszowania, a potem unieważnienia przez dublerów – zauszników partii „Pochyleńców i Samodurów”) wyborcy odsunęli Jaro od władzy. Wkrótce potem zamknięto go w ośrodku „Napoleon” – przeznaczonym dla narcystycznych dyktatorów. Natomiast aparatczycy jego partii, którzy łamali prawo, poszli po prostu siedzieć.
Jan de La Fonteń